Spacerując po raz pierwszy po Barcelonie
nie zabieram ze sobą mapy, wierząc, że miasto, intuicja i tłumy turystów
zaprowadzą mnie tam, gdzie zechcę. Przystaję na moment przed wysoką, starą
kamienicą obsadzoną kwiatami. Doniczki stoją równo w rzędzie przy drzwiach,
inne wiszą pod oknem i nad nim, a zielone łodygi kołyszą się i falują bujane
delikatnym, upalnym wiatrem. Gdyby nie ta nieśmiała flora, stare mury wydawałby
się zupełnie opuszczone. Za moimi plecami ganiają grające w piłkę dzieci, a ich
rodzice przesiadują na ławkach, zajęci żarliwą dyskusją. Mija mnie grupa
nastolatków wpatrzonych w ekran tabletu i zaśmiewających się do rozpuku. Mam
wrażenie, że tylko ja zauważam tę mnogość doniczek i falowanie łodyg. To
zabawne jak nieraz nasze oczy przywykają do pewnych obrazów, czyniąc je
niewidzialnymi.
W pierwszej kolejności miasto prowadzi
mnie tam, gdzie udają się spragnieni weekendowego relaksu mieszkańcy. Tuż za
rogiem, jak błoga oaza wyłaniają się wysokie mury parku de la Ciutadella.
Mijam jeziorko, na którym panowie dzielnie wiosłują wożąc swoje damy w
małych łódkach, a woda tryskająca z fontann pod słońce, powołuje do życia małą,
niezgrabną tęczę. Fontanna Cascada, w której niewprawiana w ruch woda nabrała
zielonej barwy, rozciąga się i wydłuża komicznie, widziana przez wielką bańkę
mydlaną, która przelatuje przed moimi oczami, a za nią dziesiątki innych,
mniejszych. Małe i duże giną bezgłośnie pod palcami zabranych wokół
dzieci.
Tam, gdzie nie widać cienia, na horyzoncie
przy trawie tworzy się mglista fatamorgana. Przysiadam na schodach Cascady i
wpadam w słodką, upalną medytację, wyczekiwany niemy dialog z miejscem, które
otula mnie parzącymi promieniami słońca. Za plecami zostawiam rytmiczny,
wystukiwany przez dziesiątki stóp rytm salsy kubańskiej tańczonej przez
mieszkańców miasta zebranych u szczytu schodów i daję się porwać skrzeczeniu
małych, zielonych papug. Te urocze istotki latają parami, złośliwie odlatując w
chwili, gdy przyuważą zwrócony w ich stronę obiektyw. Kamuflują się w równie
zielonych, ociężałych i twardych liściach drzew, w cieniu których przyjemny
chłód przynosi ulgę mojej twarzy, gdy tylko pod nie zaglądam. Kontury
wylegujących się na trawie osób wydają się rozpływać, gdy obserwuję je przez
falujące, rozgrzane powietrze. Parki Barcelony są długim wybiegiem, na którym
prezentują się wszyscy sprzedawcy uliczni, handlujący szerokimi, kolorowymi
chustami i ręcznie robioną biżuterią. Obok nich kwitną stragany z pamiątkami,
często asymetrycznymi, naśladującymi styl Gaudiego. Mimo upału, tłumnie gniotą
się przed nimi przyjezdni z całego świata, wytrwali w postanowieniu niezbędnego
zakupu, po który sięgają z radością na twarzach.
Beztroska w parku de la Ciutadella |
Wołanie domów z piernika
Zwiedzanie parku Guell jest jak spacer po osobowości Gaudiego.
Przenikanie jej mrocznych i refleksyjnych sfer, zmaterializowanych w postaci
wysokich, ugiętych łuków i tuneli, dających przyjemne schronienie i iluzję
nieskończoności. Po drugiej stronie jawi nam się kolorowa kreatywność i
zbuntowana asymetria, rozciągająca się na długości ponad 100 metrów. Zaglądając
przez nią, uda nam się dojrzeć linię horyzontu, przy której tafla morza spotyka
się z niebem. W dole, domy z piernika wydają się krzyczeć do nas,
przemawiać o nieistniejących granicach ludzkiej inwencji twórczej, o granicach,
o których powinniśmy zapomnieć, jeśli chcemy tworzyć domy z łusek i dachy z
lukru. Strzegąca fontanny kolorowa salamandra, wyraźnie pogodzona z obecnością
tłumów, ale wciąż nieprzyzwyczajona do oświetlających ją fleszy, przygląda się nam
nieswojo i prawie odprowadza wzrokiem. Wielka kolumnada przypomina królestwo
elfów, a przycupnięte w głębi w otworach ścian gołębie odwracają się do
nas tyłem i chowają głowy.
![]() |
Kolory... |
...kształty... |
...formy... |
...i tunele Parku Guell. |
Parki Barcelony to małe sale koncertowe pod gołym niebem, w
których przygrywają uliczni muzykanci, a tuż za rogiem artyści-rysownicy,
obserwując z uwagą mijający ich tłum, kreślą węglem kontury twarzy
przechodniów. To ptasie stołówki, w
których gołębie przyjaźnie gruchając chętnie zlatują się po rzucane im okruchy,
a psy łapczywie piją wodę z dłoni właścicieli. To miejsca, w których zapach
kwitnących kwiatów przenika się z zapachem świeżo nakładanej na płótno farby i
upalnego powietrza niesionego przez kołyszące liśćmi drzew podmuchy wiatru. Miejsca, w których rytmiczny język hiszpański
przeplata się z twardym niemieckim, melodyjnym włoskim i głębokim angielskim.
Parki Barcelony to refleksyjne przestrzenie dla uważnych, a spacer po nich to
wycieczka, z której przywozimy kolorową chustę i parę asymetrycznych kolczyków,
aby co jakiś czas przypominały nam o wołaniu domów z piernika.
Parki Barcelony to ptasie stołówki, |
sale koncertowe i galerie sztuki, |
a przede wszystkim przestrzenie dla uważnych. |
- latem miłośnicy tańców latynoskich powinni koniecznie
wybrać się do Parku de la Ciutadella, gdzie u szczytu schodów Cascady w każdą niedzielę od południa można tańczyć
salsę kubańską i bachatę,
- Park Ciutadella jest jednym z największych (30 ha) i
najstarszych parków w Barcelonie. Jest
dziełem architekta Josepha Fontsere, któremu w jego pracy (m.in. przy projekcie
Fontanny Cascada) pomagał młody, wówczas jeszcze student architektury, Antonio
Gaudì. W południowej części parku Ciutadella mieści się także zoo,
- do parku Guell najlepiej wybrać się z samego rana. My
pojechaliśmy autobusem nr 32 z carrer de Buenos Aires, w którym życzliwy
kierowca wołał za nami, mówiąc nam gdzie dokładnie powinniśmy wysiąść. Później czekała nas krótka wspinaczka wzdłuż
carrer de Larrard, która prowadzi prosto pod samo wejście do parku. Bilety
można kupić przez Internet (link tutaj),
dzięki czemu zaoszczędzimy czasu, gdyż bilety wykupione są zazwyczaj na kilka
godzin do przodu (my o godzinie 13 kupiliśmy bilet na 16). W międzyczasie można
pospacerować po ogólnodostępnej części parku i przyjemnie zrelaksować się na
jednej z kamiennych ławek w cieniu drzew. Cena biletu to 7 euro, dzieci do 6
roku życia wchodzą gratis natomiast od 7 do 12 lat płacą 4,90 euro za wstęp. Więcej informacji znajdziecie na stronie
parku http://www.parkguell.cat/en/ .
Barcelona, a zwłaszcza jej parki to naprawdę magiczne miejsca. Takie, gdzie można na spokojnie usiąść, w cieniu drzew obserwować wszystko to, co dzieje się dookoła, a gdzieś niedaleko umila nam ten czas jakiś grajek muzyczny :) Pamiętam, że jak byłam w parku Guell to czułam się tak jakbym znalazła się w istnej bajce! Gaudi miał niesamowitą wyobraźnię i nadał Barcelonie niepowtarzalnego klimatu.
OdpowiedzUsuńMasz całkowitą rację, Barcelona oszałamia! Mimo, że często jest postrzegana jako typowo turystyczne miasto, to jednak uważni przyjezdni dostrzegą jej prawdziwy urok :)) Pozdrawiam ciepło!
UsuńWygląda to wszystko bardzo apetycznie.Ciekawe, czy w drugiej połowie w Hiszpanii jest wciąż takie piękne światło , jak myślisz?
OdpowiedzUsuńCo do salsy, koleżanka chodzi na kurs w Krakowie i jest zachwycona:)
Nie pozostaje mi nic innego jak tylko pojechać i zobaczyć na własne oczy tę drugą połowę Hiszpanii :) Myślę, że ma równie wiele do zaoferowania :)
UsuńO proszę! Ja moją przygodę z salsą zaczęłam właśnie w Krakowie i bardzo dobrze wspominam tamten czas :))
Zanurzyłam się w Twoim spacerze, zwłaszcza po parku, niemal otuliłam wrażeniami jak ciepłym szalem, ale też zaświeciło we mnie słońce Barcelony i chyba już oczami wyobraźni tam się przeniosłam.
OdpowiedzUsuńBarcelona, owszem nie upały, ale w ciepły dzień i radość z koloryty tego przepięknego miasta.
Serdeczności Karolino ;)
Cieszę się, że mój tekst dostarczył Ci takich wrażeń :)) Ja też chętnie wracam wspomnieniami do spacerów po barcelońskich ulicach i parkach. To cudowne miasto! Serdeczności :))
Usuń