![]() |
Źródło |
Miał rację Tiziano Terzani pisząc, że
podróże transportem lądowym dają nam możliwość bardziej namacalnego
doświadczenia naszej podróży. Zwykłe, pozornie nieważne „przemieszczanie się”
przemienia się w cichą kontemplację, która rozciąga się w czasie jak leniwy
ślimak pozostawiający za sobą lepki ślad. Możemy przyjrzeć się toczącemu się
życiu, które mijamy, będąc jakby częściowo poza nim, choć jednocześnie staje
nam się ono dużo bliższe kiedy w końcu postawimy u mety naszą stopę.
Podróże samolotem wynoszą nas na zupełnie
inną płaszczyznę. Choć odbywają się w zupełnie innym rytmie, mogą być równie
wartościowe i odmiennie inspirujące - wystarczy jedynie odrobina wyobraźni, aby
dopuścić do siebie nieco surrealizmu. Każde przemieszczanie się może być
odkrywaniem jeśli tylko zamkniemy książkę, wyjmiemy z uszu słuchawki i
spojrzymy na otaczających nas ludzi lub, przy odrobinie szczęścia... w okno.
Dużo pisze się o tym, co zadziwia nas
tam, u celu, zapominając o bardzo ważnej części naszej podróży, która zaczyna
się już w chwili gdy przekroczymy próg domu, na lotnisku, w autobusie, pociągu,
samolocie. Wiadomo jak to jest, każdy jeździ, lata, pływa. Ale jednak nie do
końca, bo przecież obrazy, które zapadają nam w pamięć podczas podróży różnią
się, tak samo jak te, które zachwycają nas już u celu.
Bo jeśli nie obserwujemy i doświadczamy
świadomie będąc "w drodze", to czy będziemy w stanie prawdziwie i
świadomie "podróżować"?
Kiedy chmury śmiesznie kłębią się jak
bita śmietana i ciągną aż po horyzont, ziemia wydaje się być płaska. Gdzieś
tam, biały, prawie nierealny puch wydaje się wyznaczać kraniec świata, kończyć
i rozpoczynać zarazem. Kłębią się z wolna, suną, kręcą, a niekiedy odbijane od
małej szyby niewielkiego okienka światło słoneczne, tworzy na nich kulistą
tęczę. Tam w górze wszystko wydaje się być na opak. I może rzeczywiście takie
jest. Kształty wdziane mogą być na odwrót, a ostatecznie, nawet nad najgęstszą
warstwą chmur niebo zawsze jest nieskalanie błękitne. Świat w dole może kończyć
się i walić - błękit w górze trwa, osłaniany przez gruby dywan bitej śmietany.
Czasem, w dole, przybiera ona formę rozciągniętej waty cukrowej - wciąż na
słodko. Albo przypomina beztroskie babie
lato - unosi się i opada jak wielka pajęczyna, rzucając w dole cień w kratkę na
miniaturowy świat.
Proporcje śmiesznie gubią się i
zacierają. Niedostępne, ośnieżone górskie szczyty, wydają się być niewyraźnym
czubkiem wymiętego, papierowego stożka, a drogi i rzeki - zgranym
krwiobiegiem. Jesienne lasy na nierównej ziemi wyglądają jak kolorowy, puchaty
mech, porozrzucany jakby od niechcenia. Z góry łatwo dostrzec mały biały dom
ukryty wśród tych kolorów. Widać też miejsce, w którym prowadząca do niego
polna droga przechodzi w asfaltową. Może codziennie osoba z białego domu
dojeżdża nią do miasta? A może nie.
Nocą łatwo dostrzec fajerwerki. Z ziemi
wydają się zasłaniać niebo i oświetlać najdalsze jego części. Sufit nieba jest
jednak w rzeczywistości znacznie wyższy. Widziane z góry, sztuczne ognie wybuchają
daleko, daleko w dole, jak małe iskry palonego drzewa w radosne, anonimowe
święto.
Na krzywych polach rysowanych drżącą ręką
i malowanych suchym pędzlem rozciągają się kilometry białych wiatraków, które
na tle pól przypominają pstrokaty las białych zapałek. W górze nic nie jest tym
samym, czym na ziemi, to co znaczenie ma – je traci, to co go nie ma – zyskuje.
Oczy na nowo wydają się opowiadać historię świata i miło jest opadać, choć
zarazem tęskno mi za ukrytym nad puchem bitej śmietany błękitem.
Tak pięknie to wszystko opisałaś, że mam ochotę pędzić na lotnisko i wsiąść do samolotu. Tymczasem jednak... nigdy nie leciałam samolotem :D Sama nie wiem, jak to jest możliwe. Jakoś nie po drodze mi na lotnisko. Nie wiem nawet, czy boję się wysokości i lotu. Musiałabym spróbować. Te wszystkie widoki zapewne na długo pozostałyby w mojej pamięci. W sumie to lot samolotem będzie chyba jednym z moich podróżniczych celów na przyszły rok :p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ojej, naprawdę? W takim razie bardzo polecam! Miło jest się unieść na parę godzin nad chmury i zobaczyć w dole maleńki świat :) Pozdrawiam ciepło! :))
UsuńUwielbiam latać samolotem i najlepiej siedzieć przy oknie i podziwiać widoki! :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się w 100% :)
Usuń" ... A słońce wysoko, wysoko, świeci pilotom w oczy, ogrzewa niestrudzenie , zimne, niebieskie przestrzenie...Czekam na wiatr co rozgoni ciemne , skłębione zasłony, stanę wtedy naraz
OdpowiedzUsuńze słońcem twarzą w twarz".To chyba jedne z najpiękniejszych słów autorstwa Kory, czy znasz tę piosenkę? Nazywa się "Krakowski spleen" i doskonale wyraża tęsnotę za słońcem i cieplejszą porą roku, pewnie tekst powstał z inspiracji powietrzną podróżą:)))
Tekst bardzo w moim guście, gratuluję coraz lepszego pióra:)))
Oczywiście, że znam tę piosenkę! I jej słowa rzeczywiście idealnie pasują do tego wpisu :)) Dziękuję Jolu! Zawsze jest mi miło czytać takie komentarze :))
UsuńJest coś magicznego w lataniu samolotem, nawet jak to tylko godzina w chmurach z wyjazdu służbowego do domu :) Kiedyś się bałam, przed pierwszym lotem potwornie panikowałam, ale teraz lubię ten dreszczyk emocji przy startowaniu i błogi spokój w chmurach :)
OdpowiedzUsuńPrawda? Ja pamiętam jak za pierwszym razem doszukiwałam się w chmurach różnych kształtów. Później lot stał się "tylko" lotem, a przecież tam, za oknem wciąż jest pięknie! :)
UsuńEch, a ja nie lubię latać samolotem.. Latam sporo, kilkanaście razy w roku (na dzień dzisiejszy mam w 2016 roku 15 lotów, a już mam zaplanowane kolejne), ale jakoś nie mogę się przekonać do tego, żeby polubić latanie. Jedyne co, to fakt, że uwielbiam podróżować, więc muszę dokonać wyboru, albo loty, albo nie jadę w dalsze miejsca :P
OdpowiedzUsuńMoże po prostu latanie Ci już spowszedniało? Coś w tym jest, jak już po raz kolejny wsiada się na pokład samolotu, trafi się nam miejsce w przejściu to ciężko odnaleźć w tym magię, ale myślę, że mimo wszystko warto :) A podróże niedalekie też mogą być równie udane i takich też Ci życzę :)
UsuńEch, moje ulubione miejsce to przy przejściu :) Nie lubię się wpychać do okna, zawsze sobie coś zamawiam w samolocie do jedzenia i picia, potem idę do toalety, z miejsca przy oknie to wszystko takie problematyczne :P Jeśli tylko mogę, to wybieram sobie miejsce C lub D :) przy przejściu ;)
UsuńO proszę, co kto lubi :) Rzeczywiście jeśli zapowiada się dłuższy lot to wygodniej jest siedzieć zaraz przy przejściu, aby w razie czego móc szybko wstać :) Ale przez półtorej godziny jednak wolę przyglądać się chmurom :)
UsuńPrzepiękny wpis! Taki wręcz poetycki.
OdpowiedzUsuńAż mi się zamarzyło wsiąść do samolotu i zobaczyć podróż Twoimi oczami! :)
Pamiętam jak za pierwszym razem bałam się podróży samolotem... teraz to jedna z przyjemniejszych rzeczy dla mnie. Taka zapowiedź emocji, które będą mi towarzyszyć w dalszej podróży. Pierwsze wspaniałe widoki, pierwsze wzruszenia, pierwsze tęsknoty za domem... a potem to wszystko przy podchodzeniu do lądowania w nowym miejscu jeszcze się potęguje! Super uczucie!
Dziękuję :) A ja chętnie pozwiedzałabym niektóre miejsca z takim obytym przewodnikiem jak Ty!
UsuńWłaśnie! Ja uwielbiam zwłaszcza moment podchodzenia do lądowania w miejscu zupełnie mi nowym. W górze już można wyobrażać sobie jak świat wygląda na dole :)