Mkniemy tak przez pomarańczowo-zielony
toskański krajobraz, długie kolorowe pola wydają rozciągać się, po czym znikają
w tyle, gdy odwracam za nimi co chwilę głowę. W radiu Gianna Nannini śpiewa do
nas przeciągle "ti voglio tanto bene", wyznając nam uczucie, a my
niewzruszeni śledzimy widoki za oknem. Tutaj, na małej wsi, wyśnione toskańskie
krajobrazy stają się rzeczywistością i przybierają realnego kształtu. Wysokie
cyprysy dodają sielankowego charakteru wąskiej drodze, za którą pasą się dwie
kozy, a w gospodarstwie obok dumnie przechadza się wielki kogut, którego pianie
budziło mnie codziennie niedługo po wschodzie słońca. Zachmurzone, szare niebo
otula nas ociężałą atmosferą, wszyscy wolimy więc w milczeniu obserwować mijane
wsie niż wdawać się w żywą dyskusję. Gęsta mgła zadumy opada, gdy wjeżdżamy na
autostradę. Podskakujemy wcześniej na kilku nierównościach, a później włączamy
się do płynnego, szybkiego ruchu po nieskazitelnie równym asfalcie. Jak gdyby wybudzeni nagle z głębokiego snu
spoglądamy na siebie i na kierowcę, czy przypadkiem nie udzielił mu się także
nasz stan. Alessia wierci się na siedzeniu obok i częstuje nas pralinkami.
"Byłyście kiedyś w Sienie?", pyta.