Mkniemy tak przez pomarańczowo-zielony
toskański krajobraz, długie kolorowe pola wydają rozciągać się, po czym znikają
w tyle, gdy odwracam za nimi co chwilę głowę. W radiu Gianna Nannini śpiewa do
nas przeciągle "ti voglio tanto bene", wyznając nam uczucie, a my
niewzruszeni śledzimy widoki za oknem. Tutaj, na małej wsi, wyśnione toskańskie
krajobrazy stają się rzeczywistością i przybierają realnego kształtu. Wysokie
cyprysy dodają sielankowego charakteru wąskiej drodze, za którą pasą się dwie
kozy, a w gospodarstwie obok dumnie przechadza się wielki kogut, którego pianie
budziło mnie codziennie niedługo po wschodzie słońca. Zachmurzone, szare niebo
otula nas ociężałą atmosferą, wszyscy wolimy więc w milczeniu obserwować mijane
wsie niż wdawać się w żywą dyskusję. Gęsta mgła zadumy opada, gdy wjeżdżamy na
autostradę. Podskakujemy wcześniej na kilku nierównościach, a później włączamy
się do płynnego, szybkiego ruchu po nieskazitelnie równym asfalcie. Jak gdyby wybudzeni nagle z głębokiego snu
spoglądamy na siebie i na kierowcę, czy przypadkiem nie udzielił mu się także
nasz stan. Alessia wierci się na siedzeniu obok i częstuje nas pralinkami.
"Byłyście kiedyś w Sienie?", pyta.
Strony
2015/12/01
2015/11/18
Papugi i domy z piernika, czyli parki Barcelony
Spacerując po raz pierwszy po Barcelonie
nie zabieram ze sobą mapy, wierząc, że miasto, intuicja i tłumy turystów
zaprowadzą mnie tam, gdzie zechcę. Przystaję na moment przed wysoką, starą
kamienicą obsadzoną kwiatami. Doniczki stoją równo w rzędzie przy drzwiach,
inne wiszą pod oknem i nad nim, a zielone łodygi kołyszą się i falują bujane
delikatnym, upalnym wiatrem. Gdyby nie ta nieśmiała flora, stare mury wydawałby
się zupełnie opuszczone. Za moimi plecami ganiają grające w piłkę dzieci, a ich
rodzice przesiadują na ławkach, zajęci żarliwą dyskusją. Mija mnie grupa
nastolatków wpatrzonych w ekran tabletu i zaśmiewających się do rozpuku. Mam
wrażenie, że tylko ja zauważam tę mnogość doniczek i falowanie łodyg. To
zabawne jak nieraz nasze oczy przywykają do pewnych obrazów, czyniąc je
niewidzialnymi.
2015/10/17
Spójrz w dół, czyli tarasy Barcelony
Z góry wszystko wygląda inaczej. Można poobserwować z innej
perspektywy uliczny mecz piłkarski, zauważyć nierówność ulic, tajemnicze schody
wychodzące na dach prosto z balkonu lub pięknie zdobiony taras, do którego z
kolei żadne nie prowadzą. W oddali, w gęsto zarośniętym tarasowym ogrodzie ktoś
pali papierosa, nienasycony widocznie niezbędnym tlenem wytwarzanym przez otaczające go
rośliny. Na balkonie nieopodal pewna kobieta wiesza pranie, regulując głośność
radia i piosenki, której skoczny rytm, jak dobrze nadmuchana piłeczka, odbija
się echem od murów pobliskich kamienic. Chwilę później słyszę brzdęk monet i hałas
upadającej puszki. Mężczyzna w plażowych klapkach z namaszczeniem otwiera swoją
pepsi, która przed chwilą przeturlała mu się do rąk z brzęczącego jak rój
pszczół, ustawionego pod ścianą automatu. Rozgląda się przez chwilę na boki,
rzucając wzrokiem na dachy Barcelony po czym z wolna znika w uchylonych
drzwiach prowadzących na klatkę schodową.
2015/10/10
Muffin w locie
Prawie spóźniliśmy się na pociąg.
Gdy na stacji, przy automatach z biletami, próbowałam po raz
trzeci wyjaśnić niewielkiej blondwłosej kobiecie, że z właśnie zakupionym
skrawkiem papieru może pojechać do Wenecji o każdej godzinie tamtego dnia, Luby
trącał mnie lekko w ramię, nerwowo spoglądając na zegarek. „Spóźnimy się”,
syczał, uśmiechając przy tym wymowie do babeczki nieokreślonej narodowości, z
którą dyskutowałam. Stres trochę złapał mnie za gardło, gdy powiadomiłam o tym
moją rozmówczynię, a ona niewiele sobie robiąc z mojego odjeżdżającego pociągu
kontynuowała wywód. Powtórzyłam jej wiec
raz jeszcze krok po roku niezbędne czynności jakie miała do wykonania
(skasowanie biletu i przejście na peron) po czym, zapewniając wyżej wspomnianą
po raz kolejny, że wszystko będzie dobrze i dojedzie do Wenecji jeśli zrobi tak
jak powiedziałam, pożegnałyśmy się tyle czule co szybko.
Gdy wpadliśmy na peron, pociąg syczał już niecierpliwie
przygotowując się do odjazdu.
„Jak to jest, że ciągle musimy się śpieszyć?”, zapytał
retorycznie Luby opadając na siedzenie obok mnie.
2015/10/02
Kiedy miejsca nas wołają
Stało się.
Wysunęłam nos
poza ramy włoskiego buta. Nie zmiotło mnie niespodziewane, chociaż przy lądowaniu
całym samolotem wstrząsnęły turbulencje. Mama mówiła, że tam to zazwyczaj
normalne, jednak ja nie byłam pewna czy to przypadkiem nie drżenie mojego
serca. Spojrzałam za okno i spod gęstych chmur gdzieniegdzie dało się dostrzec
zarys portu. Jesteśmy.
Nie pamiętam
pierwszej chwili, w której tamtejsze powietrze trafiło do moich płuc, jednak
skoro w myślach już tyle razy stąpałam po tej ziemi, a moje ja wydawało się
znać na pamięć układ ulic, być może moje ciało uznało za znajome także i
powietrze. Ciąg zdarzeń od momentu wyjścia z samolotu, poprzez wgramolenie się
do autobusu i dojazd do carrer d’Urgell wydał mi się sennym majaczeniem i jak
to w śnie bywa, nierealnie postępującymi po sobie fragmentami scen, których
byłam świadkiem. Przy carrer d’Urgell wysiedliśmy jako jedyni i zamiast tłumu
pędzących w amoku ludzi, a wśród nich kieszonkowców, przywitała nas siedząca na
ławce nieopodal starsza pani i grupa młodych obojga płci podążających przed siebie szybkim truchtem. Gdy uśmiechając
się do siebie ruszyliśmy z wolna w górę ulicy, przed oczami jawił mi się
jeszcze napis wyświetlany na małym autobusowym ekranie w towarzystwie
uśmiechniętej emontikony "Hooray! You are finally here!"
2015/09/18
Regaty i weneckie klucze
Już od połowy
sierpnia niewielka przestrzeń reklamowa miasta została obklejona plakatami
informującymi o zbliżającym się wydarzeniu, tak ważnym dla mieszkańców miasta na wodzie. Wenecja będąc sama w sobie zabytkiem może
poszczycić się tym, że mury kamienic i kościołów są nieskażone żadnego rodzaju twórczością.
Same plakaty rozwieszane są głównie na płytach osłaniających remontowany
budynek. Prace restauratorskie odbywają się w zasadzie na okrągło, stąd też ilość wolnych miejsc gotowych przyjąć na siebie wszelakie reklamy wydaje się być niewyczerpalna.
Wsiadając do
tramwaju wodnego lub przechodząc jedną z
ulic zaraz przy kanale, często,
zaintrygowana, odwracałam się aby rzucić okiem na wiosłujących dzielnie po
Canal Grande wenecjan i wenecjanki ćwiczących swoje umiejętności. Jak co roku
regaty zbiegają się w czasie z weneckim festiwalem filmowym, dlatego tez gdzieniegdzie można było przyuważyć stacjonujące na wodzie przy jednej z kamienic
barki telewizji Rai. Wrzesień jest miesiącem o wyjątkowym przeludnieniu w
mieście na wodzie, mimo, że teoretycznie sezon letni dobiegł końca.
2015/08/08
Mozaika, melon i róże
Rawennę poznaje się w marszu, podążając
długimi alejami pełnymi głośnych motorini, za którymi unosi się zapach spalin, hałaśliwymi od gwaru rozmów uliczkami, w których z kolei czuć miły aromat świeżo zmielonej kawy. Przesiadując w oknie kawiarni można stać się leniwym
obserwatorem, wgryźć się w łyżeczkę jak w szkolny ołówek i zagapić. Później
przychodzi chwilowy zawód wraz z myślą, że miasta, które odwiedzamy są przede
wszystkim skupiskiem przyziemnych spraw, brukowo-asfaltowym centrum, w
którym życie tętni w rytm wysłania listu, zapłacenia podatków, czasu na dojazd
autobusem lub samochodem do pracy, a później do domu. Przytakujemy nad
kofeinowym zrozumieniem stanu rzeczy i lżej nam, kiedy zdajemy sobie sprawę, że
wgryzając się w łyżeczkę, a później sunąc długimi alejami stajemy się częścią
tego tętniącego centrum i choć przez moment, godzinę czy dzień możemy dzielić z
nim codzienność.
2015/07/24
Włoski przewodnik: Rimini
La rossa latem nabiera bordowych barw. Wszystko przez lejący się z nieba żar i bijący od asfaltu gorąc, który unosi się w powietrzu i przenika nawet w najciemniejsze, najbardziej ukryte zakątki kamienic. Ciężko oddycha się nawet w cieniu arkad. Z tego też powodu latem (a czasem i wiosną przy okazji weekendów) ulice wyludniają się, sklepy zamykają, a gdzieniegdzie tylko suną z wolna pojedyńczy turyści niezadowoleni z takiego stanu rzeczy. Bolonia staje się miastem widmo, a wszyscy miejscowi obierają jeden kierunek: nad morze.
2015/06/29
Liguryjskie cytryny
Przywitał nas szum górskiego strumyka i cytryny na drzewach.
Chmury, które początkowo zwiastowały deszcz rozwiały się bezpowrotnie. Podczas
gdy maszerowaliśmy w dół, jeszcze pustymi uliczkami, towarzyszyły nam ostre
promienie słońca i szum wody, który nocą musi przyjmować kojące brzmienie. O ile plaże Adriatyku są raczej piaszczyste i
często woda niesie ze sobą różnego rodzaju wodną florę, o tyle wybrzeża morza Liguryjskiego
są raczej skaliste, poszarpane przez klify, na których trwale i prawie
niemożliwie osadzone są miasta z kolorowymi fasadami domów, malowanymi jakby na
pokaz. Nie wiem czy ich mieszkańcy zdają sobie sprawę z zamieszania jakie
wywołują ich domostwa, w gruncie rzeczy często zaniedbane, mieszczące niezbędne
minimum, w których tli się jednak skromne piękno, w stronę którego zwrócone są
oczy świata.
2015/06/15
Myśl, którą się tańczy
Noc była ciepła, ale nie upalna. Wiatr ustal, a jedynym pędem powietrza, który zderzał się delikatnie z moja twarzą był ten wprowadzony w ruch podczas marszu. Cisza jaka panowała wokół wydawała się przybierać formę gęstej mgły, w którą z każdym krokiem wchodziliśmy głębiej. Nasze słowa odbijały się dudniącym echem wśród kanałów. Jedyna żywa dusza, która ukazała się w oddali był kot, który przyglądał nam się skulony przy jednej z kamienic. Chwile później usłyszeliśmy pierwsze odgłosy rozmów i składanych talerzy. Male restauracje powoli zamykano. Kelnerzy znosili stoły i krzesła do środka. Niektórzy pozdrawiali nas gestem, inni nawet nie zwracali uwagi na przemykające obok nich cztery cienie. Ktoś w kamienicy obok otworzył okno. Przeszliśmy przez most i sottportego, a do naszych uszu zaczęły docierać pierwsze linie melodyczne, które z każdym krokiem stawały się coraz bardziej zrozumiałe. Chwile później znaleźliśmy się na Campo San Giacomo, a muzykę słyszeliśmy już wyraźnie. Noc była wyjątkowo ciemna i mimo zaświeconych latarni, kontury znajdujących się po środku campo postaci nieco się rozmywały. Wszystkie wydawały się sunąć delikatnie po nierównym weneckim bruku, ruchy jednych par były bardziej płynne, innych mniej. Do naszych uszu dobiegły radosne śmiechy i zdecydowany, lecz nieco nostalgiczny rytm tanga. Już prawie zapomniałam jak dobrze jest tańczyć.
2015/05/18
Mantua: Jezioro łabędzie
Do Mantui trafiliśmy trochę przypadkiem. Początkowo
naszym celem była Liguria, ale, że w tamtych dniach deszczowy front upatrzył
sobie północne włoskie wybrzeża, postanowiliśmy nie dać za wygraną i pojechać
tam, gdzie parasol byłby zbędny. Dzięki
rozwojowi technologii dwoma smagnięciami placów przybliżyliśmy się na dowolną
odległość do danego miejsca. Jak się
okazało szczegółowa mapa Włoch w niektórych regionach wciąż mnie zadziwia,
dlatego też wybór okazał się prosty: otoczona trzema jeziorami słoneczna
Mantua.
2015/04/25
Żar z nieba
Mimo, że przyjechaliśmy rankiem, słońce już dawało się we
znaki. Stojąc na rozgrzanym parkingowym asfalcie, rozglądałam się za odrobiną
cienia. Żałowałam, że nie wzięłam bardziej zakrytych butów. Mimo delikatnych
powiewów nadmorskiego wiatru nawet maszerując czułam jak słońce opala mi do
czerwoności skórę rąk i stóp. Ruszyliśmy
po kamiennych schodach ku centrum miasta, które zdawało się przyglądać
nam z góry. Ociężałe, odporne na upał, wyrastało powoli przed naszymi oczami
zza zakrętów. Wysokie budynki osadzone trwale na zboczach zdawały się przylegać
do nich tak solidnie jak gdyby od zawsze stanowiły z nimi jedność. Zupełnie jakby
te strome skały dały się świadomie
usidlić człowiekowi, aby ten mógł postawić na nich własne domostwa.
2015/04/15
Akrobacje na sznurze
Popłynęłyśmy z przystanku Fondamente Nove. Zebrała się na
nim już pokaźna krzątanina osób, głownie rodziny z dziećmi, pary
wycieczkowiczów, pojedynczy smutno-zamyśleni pasażerowie i my. Gdy unoszący się na wodze przystanek vaporetto wypełniony był po
brzegi spoconymi ciałami, stawał się na tyle stabilny, że człowiek zapominał
przez chwilę, że stoi na wodzie. Gdy jednak kołysząca się budka była prawie pusta, a pojedyncze
osoby upchane po kątach przesiadywały na wąskich ławeczkach w oczekiwaniu na
wodny tramwaj, wstępując na pokład bujanego przystanku można było poczuć się
jak na jednym z dmuchanych placów zabaw, na który dzieci wspinają się, aby zaraz potem ześlizgnąć się po
zjeżdżalni. My ześlizgnęłyśmy się z przystanku do vaporetto i upatrzyłyśmy sobie miejsca siedzące, w miarę w cieniu.
2015/04/01
Karabinierzy w Pałacu Książęcym
![]() |
Architektura poddana naturze przy Piazzale della Pace; po prawej (na zdjęciu już niewidoczny) Palazzo della Pilotta. |
Zwiedzanie jest trudne i zabawne. Odkrywanie odwiedzanych
miejsc jest umiejętnością dziwnie skomplikowaną, aby nie przejść truchtem
całego miasta widząc wszystko, a nie zobacząc nic. Zabawnie jest jechać do
pewnego miejsca i, rozglądając się po towarzyszących ci osobach, dojść do
wniosku, że prawdopodobnie jesteś jedynym turystą. To trochę jak ze
stwierdzeniem „jedziesz do mojego rodzinnego miasta? A po co? Tam nic nie ma”.
A najciekawiej jest, kiedy to nic zaczyna przybierać różne formy.
2015/03/20
Weneckie myszy i kalosze
Deszcz. Kiedy pada, mimo, że zapowiedziany z dwudniowym
wyprzedzeniem, wydaje się zaskakiwać wszystkich, zwłaszcza turystów, którym
moczy wycieczkę. W oddali straszą grzmoty, chociaż z ich przytłumionego
porykiwania można wydedukować, że nie zamierzają się zbliżać w nasza stronę.
Woda cieknie uliczkami, które ze względu na niewielką ich szerokość wydają się
nią wypełniać. Całe miasto sprawia wrażenie statku zatapianego od góry, które
dziwnym trafem nie kołysze się tylko chlupocze.
Gapię się tak na brzeg ukryta pod parasolem i czuję dziwne podniecenie
na myśl, co by się stało, gdyby rzeczywiście woda z chodników zrównała się z tą
z kanałów.
2015/03/10
Bolonia (nie)banalnie
Za co można lubić Bolonię? Usłyszałam raz, że jest
średniowieczna. Cóż, cechą starych miast, i w pewnym sensie ich zaleta jest to,
że pamiętają ponure, odległe czasy, w których można przeglądać się jak w
lustrze zaglądając w ciemne zaułki. Bolonia nie jest romantyczna, ani modna, na
pierwszy rzut oka z niczym nam się nie kojarzy, urokliwsza wydaje się w pełnym
słońcu, kiedy nigdzie się nam nie śpieszy, choć niektórzy twierdzą też, że nocą
zwłaszcza w okresie świąt.
2015/02/27
Za dużo Toskanii?
Gdy zapytam kogoś „Z jakim miejscem kojarzą ci się Włochy?”,
najczęstszą odpowiedzią jest Toskania. Toskania w ogóle, bo niby taka sama.
Piękne „włoskie wioski”, kolorowe, spiralne pola, długie alejki wzdłuż których
posadzone są wysokie drzewa, oliwki, wino i beztroskie podróże na vespie.
Jednym słowem idylla. Jeśli przejdziemy
się po księgarni i dotrzemy do działu literatury zagranicznej z pewnością
odnajdziemy przynajmniej 3 książki różnych autorów (zazwyczaj autorek)
zatytułowane „Winnice w Toskanii”, „Moja Toskania”, „Domek w Toskanii”, itd. (tytuły
wymyśliłam na poczekaniu, ale jestem pewna, że przynajmniej jeden z nich
istnieje naprawdę). Parę podobnych
pozycji jeszcze kilka lat temu trafiło w moje ręce z ciekawości. Nie jest to
literatura wysokich lotów, ale lekka i przyjemna jak powszechnie znany obraz
Toskanii. W ten sam sposób trafiłam na
książkę Dario Castagno „Za dużo słońca Toskanii”, która zaintrygowała mnie
tytułem i zdradzała podobne do mojego zainteresowanie autora fenomenem regionu,
w którym się wychował i falą powieści opisujących tamtejsze życie wśród winnic
w wyremontowanych domach. Odpowiedzi nie
znalazłam, lecz niedługo później nadarzyła się okazja, aby przekonać się o tym
na własnej skórze. Pojechałam więc. Co takiego ma więc w sobie ten region, że
przyciąga zagranicznych turystów, którzy czasem nawet decydują się zostać tam
na zawsze? Jeśli dobrze pamiętam to jest region, w którym średnia długość życia
jest najwyższa we Włoszech. Nie
gwarantuję zapierających dech w piersiach odkryć, ale na pewno postaram się
przybliżyć prawdziwy ,na tyle na ile dam radę, obraz Toskanii.
2015/02/22
Piękne i niedoceniane, czyli czego nie może dać nam przewodnik
Znów zabieram Was na południe do krainy ‘nduji, serów,wieprzowiny i cebuli. Południowe Włochy są w swojej naturze nieco przewrotne, bo za urokami
krajobrazu przyjeżdżają turyści, a młodzi, którzy się tam urodzili, często wyjeżdżają do miast północy na studia i później za pracą. Z pięknymi
krajobrazami we Włoszech jest trochę jak z gondolami. Znowu posłużę się cytatem
Brodskiego, który jak nikt inny, myśli tymi samymi słowami co ja: „(…) dla tych,
którym z czymś takim byłoby do twarzy, gondola jest atrakcją równie niedostępną
jak pięciogwiazdkowy hotel. Ekonomia stanowi oczywiście odbicie demografii; to
jednak jest smutne podwójnie, ponieważ piękno, zamiast być obietnicą świata,
zostaje zdegradowane do roli jego nagrody.”*
…i trochę jak z nieoszlifowanymi diamentami. Cieszą oko
zwłaszcza w miejscach, o których dużo się nie mówi.
Etykiety:
Corigliano Calabro,
Kalabria,
miejsca mało znane a warte odwiedzenia,
pisanie w podróży,
przewodnik,
rozterki podróżnych,
Włochy,
zwiedzanie
Lokalizacja:
87064 Corigliano Calabro CS, Włochy
2015/02/17
Hulaj dusza, jest karnawał!
Według Oscara Wilde’a prawdziwą twarz człowieka możemy poznać wówczas, gdy założy on maskę. Co w gruncie rzeczy może okazać się prawdą, bo wbrew powszechnym przekonaniom jesteśmy bardziej skłonni robić pewne rzeczy, gdy nikt nie widzi naszej twarzy. Karnawał był czasem błogim, czasem porzucenia zmartwień i konwenansów, a anonimowość dodawała (i ciągle dodaje) odwagi i, w razie niepowodzenia, pozwala uciec od odpowiedzialności. A są to, nieraz wydawać by się mogło, jedne z najbardziej pożądanych wartości w historii ludzkości. Wybór samej maski z pewnością także świadczy o człowieku, i o tym co czyha pod jego skórą, albo czyją by przywdział gdyby mógł. Słowa Oscara Wilde'a stanowiły motto karnawału w Wenecji w roku 2015 i witały nas one na oficjalnej stronie internetowej wydarzenia, jakby pytając „a ty kim chcesz zostać dzisiejszego dnia?”.
2015/01/27
Czego brakuje (nam w) Padwie?
Z opisu wycieczek zauważyłam, że Padwa jest obowiązkowym
przystankiem tras objazdowych po północnych Włoszech. Moje pierwsze wspomnienie z tego miasta jest
niezbyt włoskie: wysokie bloki, trochę kamienic, dzielnice dość nowoczesne i
niesamowity upał. Dlatego też warto wracać w niektóre miejsca, zwłaszcza w te,
których obrazy zacierają się w naszej pamięci i do końca nie możemy być pewni
czy to jeszcze to wspomnienie czy może już jakieś inne. I jak pisał José
Saramago, „warto wracać do miejsc, (…) aby
zobaczyć wiosną to co widziało się latem, (…) w pełnym słońcu to, co
widzieliśmy deszczową porą”. W ten
oto sposób powróciłam do Padwy, którą zapamiętałam słoneczną, duszną i
przeciętną, a ukazała mi się pochmurna, deszczowa, jesienna i … urokliwa.
2015/01/21
Puzzle świata i święty Marinus
Przekraczanie granic jest dziwnym doświadczeniem. Zwłaszcza
teraz, gdy nie patrzą podstępnie to na ciebie to na twoje zdjęcie w dokumencie,
jakby podejrzewając, że wyglądasz tak tylko w skutek drogich, zagranicznych
operacji, że tak naprawdę ty to nie ty, tylko przemytnik bronią i handlarz
ludźmi, i to nic, że masz dopiero 10 lat, siedzisz na tylnym siedzeniu, jesz
lizaka i patrzysz na umundurowanego pana zaspanym wzrokiem, poprawiając
poduszkę. Teraz już nawet dobrze ci się nie przyjrzą (choć być może powinni, bo
ryzyko jest większe, w związku z tym, że postarzałeś się o te naście lat),
ważne żeby dane się zgadzały, ale na wszelki wypadek każą ci wypakować
komputer, wszystkie kable, książkę i podpaski. I dobrze robią, myślę. Lepiej być przezornym.
Przekraczanie granic jest dziwnym doświadczeniem, bo uzmysławia
nam, że tak naprawdę ci wszyscy ludzie, w
gruncie rzeczy, niewiele się od siebie różnią. A im więcej podróżujesz,
tym bardziej zdajesz sobie sprawę, że granice to iluzja obcości, która wraz ze
swym pejoratywnym brzmieniem zamiast
przybliżać oddala, i daje nam do zrozumienia, mylnie, że świat to puzzle
różnic. W rzeczywistości głównym ogniwem tej układanki, który ją charakteryzuje
jest różnorodność, a jej mieszkańcy
czyli my, jesteśmy, w swej różnorodności, tacy sami.
Przekraczanie granic jest dziwnym doświadczeniem, zwłaszcza
w czasach, w których tych granic w zasadzie nie widać i przypomina nam o nich
choćby technologia.
Jesteśmy około 134 kilometry od Bolonii, ludzie wciąż mówią
po włosku, obowiązującą walutą ciągle jest euro, tylko telefon namiętnie
przypomina nam o roamingu. O co chodzi? Błąd sieci? Nie. Witamy w San Marino!
Etykiety:
człowieczeństwo,
Dni Średniowiecza,
granice,
miejsca mało znane a warte odwiedzenia,
pisanie w podróży,
podróże,
puzzle,
San Marino
Lokalizacja:
San Marino, San Marino
2015/01/13
Kolej na Ferrarę
Ferrarę często się wspomina, ale rzadko kto się na jej temat rozwodzi. To urocze miasteczko położone między Bolonią a Padwą, swoim klimatem śmiało może dorównać tym miastom, które w przeciwieństwie do Ferrary, chętnie odwiedzane są przez turystów.
Etykiety:
Emilia-Romania,
Ferrara,
miejsca mało znane a warte odwiedzenia,
pisanie w podróży,
podróże po Włoszech,
włoska kolej
Lokalizacja:
Ferrara, Prowincja Ferrara, Włochy
2015/01/07
Trzy odcienie kalabryjskiej kuchni
Przyznam szczerze, że po piaskowo-miodowych odcieniach Sycylii spodziewałam się podobnych także w Kalabrii.
Pamietam jak podczas jednej z moich ostatnich sycylijskich wizyt, stałam w punkcie widokowym na jednym ze skalistych wysokich wschodnio-północnych wybrzeży wyspy i obserwowałam w oddali, jakby ukryty za delikatną zasłoną z mgiełki, czubek włoskiej stopy - wybrzeże Kalabrii.
Pamietam jak podczas jednej z moich ostatnich sycylijskich wizyt, stałam w punkcie widokowym na jednym ze skalistych wysokich wschodnio-północnych wybrzeży wyspy i obserwowałam w oddali, jakby ukryty za delikatną zasłoną z mgiełki, czubek włoskiej stopy - wybrzeże Kalabrii.
A region ten, jak się miało okazać niedługo później, jawił mi się być zupełnie inny, niż go sobie wyobrażałam.
Jeśli nie piaskowo-miodowa to jaka jest Kalabria?
Etykiety:
cebula z Tropei,
Italia,
jedzenie,
Kalabria,
kochamy jeść,
kolory Kalabrii,
pisanie w podróży,
Pizzo,
podróże,
ser,
smaki Kalabrii,
Tropea,
Włochy,
włoska kuchnia,
zdjęcia
Subskrybuj:
Posty (Atom)